niedziela, 19 maja 2013

Rozdział 5. Curse II


    Dziewczyny próbowały przebić się przez niewidzialną "tarczę" która z czasem ograniczała im dostęp tlenu.
- Co u licha?!- krzyknęłam wkurzona.
- Może, gdyby w to uderzyć z całej siły to ta "brama" opadnie i będziemy mogły wyjść- czułam, że zaraz zaświeci się jej lampka nad głową, bo ona wpadała często na pomysły niekoniecznie możliwe do zrealizowania.
- Spróbuj, co mamy do stracenia?
- Życie?- powiedział rozdrażniony moimi słowami Alex.
- Eh, ale ja miałam życie.. Raz zazdrosna Angie, raz klątwy... zero zabawy.
- Ej!- krzyknęła Angie- ja nie chcę mieć nic wspólnego z Tobą, a zwłaszcza z Twoim nędznym życiem.
- Pocieszasz.. -palnęła Melody, która zbierała się do rozbiegu, żeby uderzyć w pole.
- Wiesz, nie wiem czy to dobry po...- nagle Melody rozpędziła się wbiegła na ścianę, a ona odbiła ją z taką siłą, że upadła.
- Moja noga! -wydarła się- Jak boli!! -złapała się za nogę leżąć z przymkniętymi oczami. Widziałam pojedyncze łezki spływające po jej policzkach.
- Melody!- krzyknęłam i podbiegłam do niej- złamałaś nogę?
- Nie wiem, ale okropnie boli! Strasznie.. -pomogłam jej usiąść i podciągnęłam jej nogawkę od spodni- Boże, krwawisz!- zdjęłam bluzkę na co chłopacy zareagowali głośnym" Uuuu"
- Jak Angie czy Melody u was w sypialniach zdejmuje bluzkę to też zachowujecie się jak totalni debile?- rozdarłam moją ulubioną rzecz dla dobra koleżanki, ale to chyba normalne. Zatamowałam jej krew.
- Już będzie lepiej- uśmiechnęłam się aby ją pocieszyć, choć obie wiedziałyśmy, że będzie się pogarszać.
- Will, wejdź i jej pomóż!- wydarła się Angie
- Co ja mam zrobić! Skoro wyszliśmy to nie wejdę tam!
    Alex wysunął się na przód.
- Przystaw mi tu Melody.
-Słucham?- Angie spytała go z niemrawym uśmiechem na twarzy.
- To dla jej dobra, przecież to już przerabialiśmy..
    Przystawiłam Melody, która ledwo była przytomna. Jej ciało całe ułożone było na mnie.
- Co chcesz zrobić?- spytałam Alexa
- Pomóc jej - wtedy Alex pocałował namiętnie Melody. Pociągnął ją za dłoń i ta mogła wyjść z tego przeklętego miejsca. Dotarła do reszty, a ja zostałam tam sama.
- Alex!?- wrzasnęła Angie.
- Chciałaś, żeby tam zgniła!?
- Wolałabym już to niż żebyś się z nią całował.
- Ale Ty masz problemy...
- Halo, ja tu jeszcze jestem!- przypomniałam im o sobie.
- No wiem -powiedziała mało obojętnie Angie. - Ale jej to już nie całuj.
- Bo?
- Niech tu zgnije, będzie jakiś pożytek z niej...
- Ale Ty chamska jesteś- powiedział Will trzymając Mel w ramionach.
- Co nie?- uśmiechnęła się triumfująco Angie.
- Fajnie, to ja tu zostanę. Forever Alone -upadłam na podłogę i zaczęłam płakać, ale tak żeby nikt nie widział.
- Oj mała, nie załamuj się- klęknął Alex patrząc na mnie takim innym wzrokiem.
- Ej! WIll niech ją pocałuje.
   Nagle Melody się ocknęła.
- Hę? Dlaczego nie Alex?
- Bo nie- stwierdziła Angie i odsunęła Alexa od pola
- Idźcie już, bo przyprawiacie mnie o wymioty- szepnęłam
- Haaaa i kto tu jest chamski..- zaśmiała się Angie.
- Nadal Ty..- powiedział Alex odwracając się od niej.
- Zrobię to czy Ci się podoba czy nie. Chodź Cat. Pare sekund i po sprawie.
- Nie! Nie zmuszę się, nie dam rady -westchnęłam - Wróćcie tu jak będziecie mieć inny pomysł, lepszy...- zasnęłam ze zmęczenia.
- Chodźmy, nic tu po nas - stwierdził Will, a reszta poszła za nim.
Następnego dnia obudziłam się o świcie i ujrzałam jakiegoś mężczyznę, który stał w kącie. Wystraszyłam się wstałam i chciałam wybiec, ale wtedy pole mnie odbiło i upadłam na podłogę z hukiem. Uciekałam, lecz ta osoba zbliżała się do mnie ze spuszczoną głową.
- Kim jesteś?!- krzyknęłam w strachu.
- Jeremy- nagle pokazał mi głowę i uśmiechnął się jak małe dziecko.
- Co!? Przecież pan nie żyje.
- Jestem w Twojej głowie. Dzieci teraz to w ogóle nie czytają horrorów... Posłuchaj mnie uważnie, a przy odrobinie szczęścia może znajdziesz wyjście. Ciąży na Tobie klątwa, na Melody też, lecz gdy ten chłopak ją uratował, na niego również spadła odpowiedzialność za moce. Jest jedno wyjście by się stąd wydostać. Jedno jedyne, które nie zostało zabezpieczone- zniknął.
- Jedyne miejsce? Na ch** mi taka podpowiedź skoro ja nie wiem gdzie to jest.
        Z pewnością gdybym była mądrzejsza to bym się zjarzyła, że na przeciwko mnie pojawiły się schody, ale nie. Szukałam tego "jednego jedynego" wyjścia, ale po cholerę, go nie mogłam znaleźć. Tak więc mijały dni, a moi kochani przyjaciele nie raczyli nawet do mnie zajrzeć, a co dopiero dać choć kromkę chleba, bo została ze mnie skóra i kości. Siedziałam na starej kanapie, aż w końcu z głodu zaczęłam świrować. Po jakimś czasie dokuczało mi już pragnienie i głód.
- Ha ha ha. Pewnie się ze mnie śmiejesz teraz Boże, co?- zaczęłam gadać do dachu, wyobrażając sobie tam niego i nagle doznałam olśnienia.
- Piętro!- wstałam ociężale i bez sił praktycznie doczołgałam się do schodów. Weszłam po nich, ciągnąc moje ciało za sobą. Kiedy znalazłam się w środku ujrzałam małe okienko. Otworzyłam je, lecz ono było zabezpieczone, nie mogłam wyjść.
- Dlaczego to musi być tak ciężkie!?- walnęłam mocno rękę w pewnie miejsce i poczułam na dłoni powiew wiatru. Odwróciłam się i ujrzałam szparkę. Zaczęłam uderzać w nią tak długo aż utworzyło się przejście przez które mogłabym się wydostać. Rzeczywiście! To było wyjście, ale pozostało jedno małe "ale". Byłam na wysokości gdzieś trzeciego piętra, więc musiałabym skoczyć, a powiem przyprawiało mnie to o dreszcze. Zamknęłam oczy i powoli zsuwałam się w dół aż coś mnie mocno popchnęło i spadłam w dół. Poczułam przeszywający ból ręki. Uniosłam odruchowo głowę w górę, by ujrzeć kim była osoba, która mnie zepchnęła. Widziałam tylko sylwetkę jakiejś osoby, a gdy słońce delikatnie zaświeciło ujrzałam szyderczy uśmiech na czyjejś facjacie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz