sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 18. Nigdy nie znasz dnia ani godziny

Następnego dnia udałam się do Bouthouse Grill gdyż była sobota, a moi rodzicie nie wrócili do domu. Usiadłam przy jednym ze stolików, zamówiłam kawę i patrzyłam w okno jakbym ujrzała tam coś ciekawego.

 - Na wynos- uśmiechnęłam się choć to wcale nie miało sensu.  

Znowu zaczęłam gapić się w szybę jak sroka w gnat. Angie zmierzała ku wejściu razem z Chris'em. " No, teraz to nawet na moment się nie rozstaną, bo coś się może stać ich malcowi"- Pomyślałam dość głupio. Co było się nie odstanie. 

 - Hej Cat- pomachała mi, a ja wywróciłam oczami pijąc kawę i nie zwracając na nich uwagi. Podeszli do mnie i zajęli miejsca naprzeciw mnie.

 - Co Ci dziś jest?- spytał Chris jakby nigdy nic. 

-Co mi dziś jest? Co mi dziś jest?- zaśmiałam się- Co mi dziś jest...

 

 - Możesz przestać w kółko powtarzać to samo zdanie? Zacięłaś się czy trzeba Ci wymienić baterie?- zaśmiała się Angie szturchając Chris'a łokciem.

- Nie wiem czy mi trzeba zmienić baterię, czy komuś obciąć jaja bo wkłada je tam gdzie nie trzeba- zabrałam kawę i wyszłam trzaskając mocno drzwiami, aż Alex ledwo co nie wywalił się z zamówieniem.

- Jeszcze raz, a szybę odkupisz!- krzyczał do drzwi, ja mu jedynie pokazałam środkowy palec wsiadając do samochodu. 

Jak zwykle szarość dni tak mnie nudziła, ze miałam ochotę wyrwać sobie włosy. Moi rodzice nadal nie wracali, martwiło mnie to. Chciałam iść gdzieś to zgłosić, ale szczerze? Wybuchliby śmiechem, że córka martwi się o rodziców, a nie na odwrót. Byłam dojrzała, jedynie w swoich snach kiedy byłam to odważnym hero ratującym z opresji mieszkańców Chance Harbor. A tak na serio? Byłam dziewczyną, która jest zazdrosna o chłopaka, który nawet nie jest jej chłopakiem. Do bani... Zadzwonił telefon.- Hej pani od baterii i uciętych jaj...- zaśmiała się Melody.

- Co tym razem? Nie mogę mieć pięciu minut dla siebie? Nie zdążyłam nawet powiedzieć "cześć" samej sobie, bo nie mam do kogo mordy otworzyć. W gruncie rzeczy, co teraz? Łowcy czy nieogarnięta moc Will'a? Chyba się na łowcę czarownic przerzucę. To łatwiejsze.

- Co ty pierdzielisz?- zdziwiła się Melody. Co było w gruncie rzeczy możliwe, Alex wlał mi JD do kawy. Kretyn.

- Co ja pierniczę? Sama nie wiem, co się stało?

-  Musimy ogarnąć nasz krąg, który jeszcze nie został związany. Kumasz czaczę? 

- Nie do końca- ktoś zapukał do moich drzwi, pobiegłam otworzyć nie rozłączając się Melody. To była policja. Wyprzedzili mnie! Czyżbym wysłała im jakieś fale magnetyczne albo sygnał, że zgubiłam rodziców? - Panna Caterine Rain?

- Serio panna? Tak staro wyglądam czy może widać, że jestem jeszcze dziewicą?

- Nie przyszedłem rozmawiać o pani cnocie. Znaleziono pani rodziców.

- Oo! Świetnie! Jak pan ich spotka to niech powie, że mają wpierdziel ode mnie i szlaban na wychodzenie z dowu!- słyszałam w telefonie śmiech Mel.

- Znaleźliśmy ciało pani mamy dziś rano. Taty godzinę temu.

Zapadła cisza, jak w telefonie tak i w domu, nie wiedziałam co powiedzieć, nawet nie płakałam. Zbyt wielki szok jak na chwilę obecną. 

- Mogę ich zobaczyć?- wydusiłam z siebie i poszłam z policjantami.

 

* * *

 

Wróciłam do domu ledwo trzymając się na nogach. Rzuciłam klucze w kąt, położyłam się na dywanie i leżałam tak przez dłuższy czas. Nie zjawiłam się w opuszczonym domu, więc mogłam się obawiać, że zaraz przyjdzie ekipa. Zapukali do drzwi, nie miałam chęci ani sił im otworzyć.

- Naturalny sposób czy bum szakalaka?- spytał Alex ruszając brwiami.

- Ja bym wybrała "bum szakalaka" ale nie będę jej wnerwiać- uśmiechnęła się Angie.- Tylko gdzie ona trzyma klucze? W domu. Czyli trzeba użyć zaklęcia- uśmiechnęła się.

- Nie trzeba. Gdybyś znała ją odrobinę tak jak ja, wiedziałabyś, że trzyma dla mnie głównie, ale dla was też, klucze pod wycieraczką- Mel schyliła się i wyjęła klucz, otworzyła drzwi, a gdy zastali mnie leżącą na dywanie, wyczuli, że coś nie tak. Melody nie powiedziała im o tym co się stało.Chris podniósł mnie choć się opierałam. Nie chciałam czuć jego rąk na moim ciele.

- Czemu nie przyszłaś do nas. Potrzebowaliśmy Ciebie!- warknął Will opierając się o framugę drzwi.Zapadła krótka cisza.

- Moi rodzice nie żyją- uśmiechnęłam się, wpadłam w stan gdzie człowiek śmieje się i płacze na przemian.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz